Hej! Moje imię zaczyna się na literę M...ale nie byłam dzieckiem, które czuło się kochane, to nie M jak miłość :). Jako dziecko nigdy nie usłyszałam od rodziców, że mnie kochają...kiedyś usłyszałam, że tato mnie ,,lubi". I z tym bagażem szłam przez życie...niska samoocena, brak wsparcia, radzenie sobie samej z problemami. To ukształtowało mnie na silną babkę, ale dużym kosztem. Mija prawie miesiąc od śmierci taty, który mnie ,,lubił" a ja dopiero teraz uświadamiam sobie, że ja go kochałam, że straciłam kogoś na zawsze...dopiero gdy leżał w szpitalu powiedziałam mu, że go kocham, był nieprzytomny a teraz go nie ma...co mi zostało? Trochę żalu, trochę wspomnień...ból. Mam syna, który daje mi ,,kopa" do działania, do starania, do wstawania rano z łóżka i walki. Ten rok był mega trudny, ale o tym w kolejnym wpisie...


Drugi wpis
Dni lecą jak szalone a ja...ciągle zarobiona. Ostatnio pisałam, że ten rok był mega trudny...Z zawodu jestem nauczycielką, więc wróciłam już do pracy po urlopie. Ciężkie są te powroty...Ale cofnę się wstecz. Z końcem grudnia podjęłam decyzję o rozwodzie, po 7 latach małżeństwa i w sumie 15 latach bycia ,,razem". Byłego męża poznałam w momencie gotowości na związek. Z początku myślałam, że złapałam Pana Boga za nogi. Zakochałam się i z klapkami na oczach szłam za nim, bo nigdy obok. Tak bardzo chciałam stworzyć rodzinę, której nie miałam, że kompletnie nie widziałam i ignorowałam wszystkie czerwone flagi, które były! Momentem obudzenia, było urodzenie się syna. Wtedy dotarło do mnie, że jestem sama, a on...wiecznie nieobecny. I to nie, że facet zarabiał na rachunki, na wyjazd rodzinny, nie on zarabiał i miał to dla siebie. Kiedyś powiedziałam mu, że fajnie byłoby żeby dawał mi część pieniędzy z wypłaty na wydatki związane z codziennym życiem, usłyszałam tylko: ,,W żadnej rodzinie tak nie ma". Odpuściłam i jak to siłaczka płaciłam, kupowałam rzeczy dla dziecka i ogarniałam WSZYSTKO SAMA. Trwałam w tym bagnie jeszcze 4 lata, w trakcie rozpoczęłam terapię i zaczęłam rozumieć...powoooli dochodziło do mnie, że to nie związek, że to trwanie w bagnie i nic więcej. Mąż dwa razy podniósł na mnie rękę i o dwa za dużo. Moje dziecko to widziało a ja nie potrafiłam zrobić z tym porządku. Nie spaliśmy razem, mówiliśmy sobie tylko ,,cześć". Na początku grudnia mieliśmy impręzę w rodzinie, wracając z niej pijany wpadł do rowu, widziało to moje dziecko. Tym razem to było ostatni raz, pojechałam do adwokat i pod koniec grudnia złożyłam pozew i powiedziałam mu o wszystkim, zaczął się ciężki czas...ale o tym napiszę za jakiś czas...:)
